Archiwum listopad 2021


Pierwsza Część Melancholii
29 listopada 2021, 16:15

 

Życie jest zbyt skomplikowanym tekstem piosenki,

Który staramy się śpiewać codziennie.

 

***

Poszedłeś tą drogą

Nie wiedząc kim tak naprawdę jesteś.

Pozwoliłeś,

Aby ostygło danie Twojego szczęścia.

 

***

 

Ręką dotknij nieba,

Jakby to było samo oblicze Boga.

A potem, spadając, nie zapomnij,

Umrzeć na łonie swych pragnień.

 

 

***

 

Chwyć pokrętło swojego losu,

Otwórz bramę swobody i nie pozwól,

Aby Bóg grał w szachy o Twój los,

I tak jak to codziennie robi, 

Wygrywał z nadzieją.

 

 

*

POŻEGNANIE DNIA

 

Chciałabym budzić się każdego dnia,

Przytulona do Twojego ciała.

Chciałabym abyśmy razem,

Przeszli przez mosty życia.

Chciałabym... naprawdę wiele...

Ale wystarczy mi, że każdy dzień,

Żegnamy razem w swych ramionach.

 

***

 

Na dachach wszechświata

Uniosłam się niczym kwiat lotosu,

Umierając ilekroć noc,

Niknie w objęciach Boga.

 

***

 

Kiedy chmury ustąpiły Ci miejsce,

Zszedłeś do mnie jak promienie słońca.

Otulając mnie miłością,

Której rano pozwoliłam odejść,

Aby trwać w bezdennej nicości.

 

 

***

 

Między nami jest cienka żyłka,

Która nigdy nie zamieni się w okazały most...

Pomost dla naszych uczuć.

 

 

***

 

Nie płacz... otrę Twe łzy rąbkiem gwiazd.

Nie płacz... przytulę Cię do swej piersi.

Nie płacz... spójrz jak świat się cieszy,

Gdy dajesz mu tych parę chwil wytchnienia.

 

Teraz ja... dam Ci słońca blask.

Teraz ja... dam Ci minutę wytchnienia.

Teraz ja... zatopię Ci świat.

 

Nie szkodzi,

Że wbijasz mi kolce w serce.

Tylko już nie płacz... Kochany Boże.

 

 

***

 

Połknąłeś skrzydło anioła.

Spróbuj więc wzlecieć

Na samej myśli.

 

 

***

 

Uschły nasze marzenia, że będziemy wstanie,

Wznieść od nowa mosty,

Które sami zburzyliśmy... 

 

 

***

 

Gdy biegłem jak me łzy po policzku

Obejrzałem się za siebie

- jako ten utracony.

I zobaczyłem spadające anioły

Powoli chylące się ku upadkowi nowego życia.

 

 

***

 

Uśmiecham się w deszczu,

Gdy milkną gwiazdy.

 W mroku wiele nie widać,

Więc się uśmiecham.

... czasami...

Kiedy nie ma tej ciemności przyjaznej

Czuję miły blask rąk anioła,

Którego pokochałam...

 

 

***

 

Kiedy na pustej uliczce

Igrają z blaskiem latarń cienie rozmaite.

Wtedy dopatrywać się jest łatwo,

Prawdziwego oblicza świata.

 

 

***

 

W świątyni złudzeń,

Węże kąsają Twe ciało.

Ukojenia nie znajdziesz,

Jak długo chodzisz wstecz.

 

 

 

***

 

Gdy się niebo z piekłem stoczy,

W dłonie krwawe do łez ludzkich...

Weźmie on w swe czyny los niejaki...

Żyjąc dla ludzi, by ich pożegnać.

 

***

 

Wkraczam powoli w nieznane swe oblicze.

Albo to sen,

Albo rodzę się drugi raz.

 

 

***

 

Wręczyłam Ci listy pisane życiem,

Abyś wiedział,

Że kiedyś cierń też miał kwiat.

 

***

 

W czerni duszy schroniła się łza,

Która spłynęła marząc,

O szczęśliwej... śmierci...

 

***

 

Powoli przychodzi nam usychać 

W deszczu pełnym pragnień.

Skryjmy naszą miłość,

Aby dać upust łzą.

 

***

 

Zatrzymaj czas...

Mikrokosmosu obejrzyj swe wnętrze...

A potem rusz do przodu,

Jak chmury, które właśnie

Narodziły się dla deszczu.

 

***

 

Byłam wygłodniałym gołębiem stojącym na śniegu.

A potem ujrzałam światło,

I ułożyłam się w kącie, aby zasnąć na wieki.

 

***

 

Przysnęło mi się, gdy byłam dzieckiem.

Potem raz, lub dwa

Topiłam się we własnym wzroku.

Bo on na mnie nie spojrzał.

 

***

 

Pod stopami ugina się podłoga milczenia.

W drżących ramionach usta nie przemówią...

Powoli rozpruwa się blask poranka,

Palcem wstrzymuję czas zegara.

Usypia do snu diabeł dziecko.

 

*

MOGŁABYM UMRZEĆ?

 

Mogłabym umrzeć,

ale nie za ten świat,

nie za ludzi obcych,

nie za blask księżyca,

nie za radość poranka.

 

Mogłabym umrzeć,

ale nie za ten śpiew słowika wiosną,

ale nie za te słowa na korze drzewa,

ale nie za ten obraz na ścianie.

 

Mogłabym umrzeć?

Tylko po to przecież żyję,

by nie umierać.

 

 

***

 

Okiem sięgnij,

Wzdłuż tych piór anielskich.

Zatrać się choć raz,

W umyśle swoim.

I dopiero potem idź spać,

Jakby nigdy nic.

 

***

 

Krople deszczu padające przez Twoim obliczem.

Krople deszczu żyjące tylko po to, aby Cię dotknąć.

 

Usta spragnione twej obecności.

Dłonie pragnące tylko Cię dotykać.

 

Moje marzenia, zaczynają się kończą, na Twoim uśmiechu.

Moje pragnienia, rodzą się z gwiazd w Twoim sercu.

 

Niespokojny sen, gdy nie śpisz ze mną.

Zimna pościel, gdy nie ma Cię u boku mego.

 

Drżące ciało miękki pod Twym dotykiem.

Zimno mija, gdy dzielisz się swym ciepłem.

 

Gdy nikt nie patrzy, gwiazdy nas kołyszą.

Rozkosz, gdy w ciszy łączymy się.

 

*

DIABEŁ

 

Cicho zasłania uśmiech dłonią.

Szepcze do ucha,

Niczym kusiciel Iskariota.

W strugach dymu,

Nie ujrzysz pustych jego oczu.

Póki się nie potępisz.

 

 

***

 

Słońce pomiędzy liliami chmur,

Stado gołębi wzleciało w ciepły wieczór,

By spojrzeć na mijające promienie.

 

Księżyc pierwszym swym tchnieniem,

Dotyka gwiazdami, słońce żegnając.

 

W chmurach na minut parę,

Ukryli się, by dzielić swymi łzami.

 

 

***

 

Drobny śnieg w wieczór zimy.

Drobny śnieg na Twoim zmarzniętym policzku.

Drobny śnieg na Twoich ustach.

Nikt nie dostrzeże w tym śniegu,

Jaki jesteś szczęśliwy.

 

***

 

Po bieli ścian, suszę dłoń lęku.

Zatracasz się w mroku,

Choć tego nie widzisz.

 

 

 ***

 

Przysnęło mi się pod łóżkiem w rzeźbione łabędzie.

Śniąc o ich postaci,

Zbudziłam się czując miły blask.

Przytuliłam samego Anioła,

Lecz o tym dowiedziałam się dopiero

...umierając.

 

***

 

Gwiazdy mijające za horyzontem

Dotykiem musnęły Twój policzek.

W ciszy nie spojrzysz w lustro

Lękiem dotkniesz pustki.

 

 

***

 

Kładziesz nacisk pazurami na lustro losu.

Okrutna Mojra, zagląda Ci przez ramię.

W duszy zagłębiona... Morgan Le Fey.

 

 

***

 

Pazurami przejeżdżam po szybie obrazami mej twarzy.

Ciemną kredką rozmazuję usta na duszy.

Ciemną kredką podkreślę łzy na duszy.

 

Rozrywam każdy strzęp Twojego pragnienia,

Zjadam każdą Twoją myśl, pustą i ponurą.

 

Kim jesteś Ty, który mi karzesz,

Obliczem rozkazu Jestem ja sama.

 

 

***

 

Podrapałam swoje marzenia.

Serce ustało -gdy je wyjąłeś.

Nie licz na łzy -martwe oczy nie płaczą.

Nie licz na złość -już nie zabijam.

Choć ty wiesz, pozostajesz w niewiedzy.

Niech się rozkochuje, 

Diabeł chwilą krótką.

 

***

 

Zagram na dzwoneczkach czasu,

Melodię uwielbienia.

Potem jednym pociągnięciem...

Na harfie zanucę kołysankę.

By Cię uśpić w swych ramionach.

 

 

***

 

Daj! Pokażę Ci twarz, jaką chcesz widzieć.

Sprzedam się, kupić mnie za cenę jest łatwo.

Nie myśl sobie...

Jestem tylko korytem rzeki, którym płyniesz.

Nie myśl sobie...

Łatwo się w tej rzece utopić można.

 

Daj! Poczujesz co poczuć zechcesz.

Ukoję twe lęki. Schnę dla ufności Twojej.

Nie myśl sobie...

Kobiecie łatwo przychodzi ranić.

Nie myśl sobie...

Ja też się topię w tej rzece rozkoszy.

 

 

***

 

Wystukuję rytm 

na ławce tchnienia.

Popękane lustro

odsłania krwi strumień.

Zęby wbijam

w czoło milczenia.

Czerwony smoku zagraj dla mnie

na lutni uwielbienia.

 

***

 

Nemesis pochwycisz

Ostrze dwusiecznego miecza.

Rzucisz się w strumień mych łez.

Ale się nie zawahasz.

I tak zrobisz co zechcesz.

I tak ugodzisz me serce,

Swoimi pragnieniami.

 

 

***

 

Płaczesz, gdy przejeżdżasz palcem po wybrzeżu twej duszy.

Płaczesz, gdy Twoje myśli nie potrafią pojąc mej pustki.

Dlaczego więc mówiłeś, to co było zaprzeczeniem Twych łez?

 

***

 

Słyszysz pustkę we wnętrzu?

Słyszysz melodię bijącą się w pierś?

Ty co do ludzi potrafisz malarstwem przemówić,

Użycz mi swego tchnienia,

Dla większego poznania.

 

 

***

 

W błękitnej otchłani, w której zaostrzyłeś swe łzy.

Wzlecisz na skrzydłach losu,

Niczym Anioł, który zrodził się 

Z łez ludzkich do Boga.

 

***

 

Wrzuciłeś do studni kolejną kroplę rosy,

które niegdyś na tronie schła dla każdego poranka,

Twojego tchnienia.

 

***

 

Raz, dwa, trzy

- umykasz w śniegu ty.

Raz, dwa, trzy

- umykasz od zmroku ty.

Cztery, pięć

- toniesz w cudzy szept.

Cztery, pięć

- w jabłku schronił się lęk.

Sześć, siedem

- nic do snu nie usłyszysz już.

Sześć, siedem

- nic już w wolach nie dostaniesz. 

 

 

poezja 2002